wtorek, 22 maja 2012

witaj w XXI wieku .

 Przypadkiem zaobserwowałam dziś pewną sytuację, która zmotywowała mnie do napisania tej notki .

Cholernie boli mnie to, że zepsuty do szpiku kości XXI wiek niszczy każdego z nas z osobna. Powoli wysysa z nas jakiekolwiek wartości, którymi powinien kierować się człowiek. Często jest mi wstyd za czasy, w których żyję. Czasy przesiąknięte nienawiścią, brakiem szacunku do innych, pogardą i całkowita obojętnością na krzywdę innych. Nie chcę urazić nikogo z Was. Jestem świadoma, że nie mogę winić za to każdego. Są ludzie, którzy nadal, mimo trudnych warunków, pielęgnują swoja wartości i wiernie przy nich trwają zasługując na miano dobrego człowieka. Ale jestem pewna, że każdy z nas nie raz był świadkiem sytuacji, za którą się wstydził. Niekoniecznie musiał być jej uczestnikiem, wystarczy, że ja zaobserwował. Spójrzmy prawdzie w oczy i uświadommy sobie, ze jeżeli nadal będzie tak, jak jest obecnie to za kilkanaście lat z chorej zazdrości i pogoni za dobrami materialnym zniszczymy się nawzajem. Nie będzie nam potrzebny żaden meteoryt, trzęsienie ziemi czy wielka powódź. Damy radę sami. Zaleje nas fala nienawiści, pogardy i chamstwa. Dążenie do celu po przysłowiowych "trupach" sprawi, że oczy całkowicie zamkną nam się na potrzeby innych. Zaniknie jakiekolwiek współczucie, tęsknota, nie wspominając już o chęci niesienia pomocy bliźnim. Każdy z nas jest człowiekiem. Każdy z nas jest równy i zasługuje na taki sam szacunek. Nikt nie urodził się lepszy, żyjemy na jednej, cholernej równi. I proszę Was, nie zapominajcie o tym. Traktujcie drugiego człowieka tak, jak sami chcielibyście być traktowani.

środa, 16 maja 2012

dlaczego ja ?

Tak często zadajemy sobie to pytanie. Obwiniamy cały świat za wszystko to, co spotkało nas złego. Mamy żal do rodziców, znajomych, do losu, a nawet do samego Boga. Ale jak rzadko potrafimy obwinić samego siebie. Jak ciężko stanąć przed lustrem, spojrzeć sobie głęboko w oczy i z przekonaniem powiedzieć: tak, to moja wina. Jak cholernie ciężko uświadomić sobie, że tak naprawdę my sami jesteśmy odpowiedzialni za popełnione czyny. Nie umiemy, albo raczej nie chcemy zdawać sobie sprawy o własnej winie.
Niedawno usłyszałam historię 16-letniej dziewczyny, która dowiedziała się, ze jest chora na białaczkę. Podobno sam moment wystawienia diagnozy wcale nie był najtrudniejszą chwilą jej choroby. Przełomowym momentem okazały się pierwsze dni po usłyszeniu diagnozy. Z minuty na minutę docierało do niej coraz więcej. Z biegiem czasu zdawała sobie sprawę, co tak naprawdę ją czeka, jak teraz zmieni się jej życie. W końcu zaczęła szukać winnego zaistniałej sytuacji. Najpierw oberwało się mamie. Wyrzuciła z siebie wszystko, co leżało jej na sumieniu. Widziała smutek i  żal wypisany na matczynej twarzy, ale nie potrafiła przestać. Obarczyła ja całą winą za chorobę i czekające ją leczenie. Po jakimś czasie zaczęła obwiniać Boga. Była przekonana, ze to On się od niej odwrócił, mścił się i znalazł sobie bezbronną ofiarę. Przestała chodzić na Mszę Świętą, przestała szukać pomocy w modlitwie. Uznała, że jeżeli do tej pory Bóg jej nie pomógł, to nie przyda się jej już Jego obecność. Zniszczyła wszystkie święte symbole, jakie znajdowały się w jej pokoju. Żałowała, że przyjęła chrzest, Komunię Święta. Brzydziła się Bogiem. Pewnego dnia jej stan gwałtownie się pogorszył. Szybko przewieziono ją do szpitala, skąd pamiętała tylko chłód sali szpitalnej rozmazane twarze płaczących rodziców nad jej łóżkiem. Po kilku tygodniach, kiedy doszła do siebie, wysłuchała opinii lekarzy. Nie mogła uwierzyć, kiedy młody specjalista powiedział jej, że każdy inny chory w takiej sytuacji natychmiastowo umiera. Wychodząc z jasnej, pustej sali, odwrócił się i z uśmiechem na twarzy powiedział : "Dziewczyno, On naprawdę nad tobą czuwa,doceń to!" Wskazał wtedy palcem w górę, w niebo. Wtedy coś w niej pękło. Chociaż była bardzo zmęczona, to nie zasnęła. Ciągle płakała. Wreszcie uświadomiła sobie, że jej choroba to niczyja wina. Tak chciał los, czasem bardzo bolesny i niesprawiedliwy. Zrozumiała, że bardzo zraniła Boga swoim postępowaniem. Mimo kategorycznego zakazu wychodzenia z łóżka poszła do szpitalnej kaplicy. Uklęknęła w niewielkiej ławce, popatrzyła na duży, jasny obraz Chrystusa, który wisiał nad ołtarzem i pełna szczerego żalu wyszeptała: "Teraz wierzę, że jesteś. Od dziś będę Twoją najlepszą przyjaciółką. Obiecuję". Niestety nie zdążyła. Zmarła późnym wieczorem, w ten sam dzień.

Mnie osobiście ta historia dała wiele do myślenia. Uświadomiłam sobie, ze czasem warto popatrzeć krytycznie na samego siebie, Jest to trudna, ale niezbędna życiowa sztuka. Zrozumiałam także , że zamiast tracić tak cenny życiowy czas na szukanie winnego naszych niepowodzeń, powinnam szukać siły do walki z nimi.Mamy przecież jedno, tak krótkie życie.

poniedziałek, 14 maja 2012

wartość przyjaźni .

Standardowy temat. W życiu każdego z nas jest ktoś, za kogo skoczymy w przysłowiowy ogień. Ktoś, przy kim czujemy się bezpieczni, spełnieni. Ktoś, kto zawsze, bez względu na porę dnia, wysłucha naszych żali i narzekań na cały świat. Ktoś, kto nawet w najgorszej sytuacji znajdzie głupie pocieszenie podnoszące nas na duchu. Miarą przyjaźni wcale nie są wspólne wyjazdy, niezliczone odpały i sweetaśne zdjęcia, którymi większość potem szpanuję na różnorodnych portalach społecznościowych. O jej prawdziwości i sile decydują sytuacje, w których jedno wspiera, umacnia i pokazuje jak bardzo kocha to drugie. Idealna przyjaźń nie istnieje. W każdej znajomości czają się kłótnie, niedotrzymane tajemnice, żal do drugiej osoby. Ale paradoksem jest to, ze są one niezbędne. Taka kłótnia jest jedynie sprawdzianem, testem na wytrzymałość naszej więzi. Jeżeli przyjaźń jest prawdziwa to przetrwa wszystko. Uwierzcie, że naprawdę wszystko. Tak cholernie często nie zdajemy sobie sprawy z tego, co mamy. Posiadanie tej drugiej, zaufanej osoby jest dla nas tak normalne, codzienne, zwykłe. Nie potrafimy sobie uświadomić, że to największy skarb, jakim zostaliśmy obdarowani przez Boga. Chciałabym, żeby ta notka skłoniła każdego z Was do krótkiej refleksji nad swoim stosunkiem do przyjaźni. Doceniajcie to, co macie i pielęgnujcie to jak najstaranniej.


sobota, 12 maja 2012

kolejny początek .



Jak można domyślić się po tytule, to nie moja pierwsza przygoda z blogowaniem ;) Mam cichą nadzieję, że tym razem potrwa to o wiele dłużej i będę trwalsza w postanowieniach. Nie wiem, czy sposób, w jaki mam zamiar pisać i tematy, które chcę poruszać będą przyciągały, czy wręcz przeciwnie, odpychały czytelników.

Podobno mam trudny charakter .Lubię siebie taką, jaka jestem Każdy ma wady, ja również i nie ukrywam tego. Nigdy nie byłam idealna, nie jestem i nie będę. Jestem gadatliwa, czasami trudno się ze mną dogadać. Uwielbiam pomagać ludziom, choć nie umiem pomóc sobie.Uparcie dążę do celu, staram się robić wszystko, abym nie żałowała ani minuty. Wciąż uczę się na błędach .Cenię sobie szczerość i prawdę. Na życiu się nie znam. Trudno mieć jakiekolwiek doświadczenie będąc szesnastolatką bez większych problemów. Jednak pewne aspekty życiowe interpretuję indywidualnie i właśnie o tym chciałabym do Was pisać ;) Od pewnego czasu pasjonuję się fotografią. Staram się uchwycić w kadrze wszystko, co mnie otacza. Więc kolejną rzeczą, którą chciałabym się z Wami dzielić będą moje zdjęcia. Może nie są najlepszej jakości, ale w każde z nich wkładam całe swoje serducho, a wydaje mi się, że w pasji właśnie o to chodzi :)